Mała miejscowość gdzieś na południu Polski. Polska już wolna, czyli nie zniewolona przez zaprzyjaźnionego wielkiego brata ze wschodu, czyt. ZSRR. Wolna ojczyzna = lata dziewięćdziesiąte, konkretnie rok 1993 i żeby było jeszcze ciekawiej piękne gorące lipcowe lato. Pan Tomasz Kwasigroch skończył jak co dzień pracę w Fabryce Maszyn i Urządzeń Górniczych, podbił kartę na zakładzie i jak co dzień z kolegami wstąpił do pobliskiego baru na setunię z ogóreczkiem lub śledzikiem. Niby zwykły dzień, ale Pan Tomek odebrał dziś zaległą pensję za 6 miesięcy oraz dostał dofinansowanie do urlopu tzw. „wczasy pod gruszą”. Z jednej steki zrobiły się cztery, ale tak już w życiu bywa, że to co nie trzeba to się mnoży łatwo, Kwasigroch wiedział o tym dobrze jego brat miał siódemkę dzieci. I jak sam kiedyś przy wódce powiedział „chujnia robi się łatwo”. Nie chcąc robić chujni, która i tak mogła bardzo łatwo zrobić się sama, strudzony pracą i napojem robotnik udał się do sklepu na zakupy. Pomyślał ze kupi dzieciom pomarańczę niech mają takie coś od życia, pomyślał też o żonie i kupił jej wino marki Sophia Sakar Semi Sweet. Tegorocznego urlopu nie zamierzał spędzać u teściowej na wykopkach i sianokosach.
-niech sama sobie kopie głupia pizda – powiedział pod nosem i ruszył czym prędzej do swojego pojazdu.
Polonez FSO był już mocno trącony rydwanem czasu, równie trącony, ale nie rydwanem czasu był Pan Tomasz kiedy wsiadał do automobilu.
-co kurwa ja nie dam rady? To kto da? – poczuł się jak Superman i przekręcił kluczyk w stacyjce.
Udało się uniknąć kontroli drogowej i Kwasigroch dotarł bezpiecznie do domu, jeszcze bardziej utwierdzając się w przekonaniu, że jazda na podwójnym gazie nie jest zła. Dziarskim krokiem wszedł do domu, czuł się jakby wygrał na loterii, albo jakby umarła teściowa.
-kochanie! Pakuj się, jedziemy na wczasy! Słyszysz pakuj się. – darł się od progu.
-opiłeś się znowu i majaczysz jełopie – czule odpowiedziała żona.
-dostałem kasę za 6 miesięcy pracy i dofinansowanie na wakacje. Pakuj się! – krzyczał
-wakacje? Czy Ciebie pojebało? Niby gdzie, przecież Ty nawet nie wiesz gdzie się jeździ na wczasy. – kontynuowała żona Helena Kwasigroch z domu Kuciapa.
Tomasz, rzeczywiście nie wiedział gdzie jeździ się na urlop, słyszał o jakiś morzach, górach i innych rzeczach, ale nie znał nazw tych miejsc. Chcąc zaimponować żonie, zaczął gorączkowo myśleć, jego mózg nie pracował na takich obrotach od czasu egzaminu przed bierzmowaniem. Z pomocą przyszły mu zakupy spojrzał do reklamówki – pomarańcze i wino. Pomarańcze = Afryka.
-wiem, wiem gdzie pojedziemy! do Afryki! – krzyknął w kierunku Heleny.
Za kogo ja wyszłam i z kim ja mieszkam pomyślała Helena.
-Twoim wozem to nawet na frytki nie pojedziemy. Czy Ty wiesz niedorajdo gdzie leży Afryka?
-no w ciepłych krajach, ale jak Ci nie pasi to łaski bez. – odpowiedział Tomasz
Myślał dalej i dalej używał do tego reklamówki. Nie pomarańcze to wino – Sophia Sakar Semi Sweet. Z nazwy handlowej rozumiał tylko jedno słowo, słownie jedno słowo. Sophia, czyli Sofia stolica Bułgarii, kraju przyjaznego.
-mam, mam, jedziemy do Bułgarii i już teraz nie powiesz że pierdolę głupoty. – cieszył się
-Bułgaria? To już brzmi sensowniej. Skoro masz kasę – to jedziemy. – odpowiedziała żona
Kwasigroch wyraźnie szczęśliwy i zadowolony z siebie pomyślał, że musi pochwalić się kumplom i oczywiście chlupnąć co nie co. Obrócił się na pięcie o 180 stopni i udał się w kierunku drzwi.
-a Ty gdzie znowu? – zapytała żona
-idę rozprostować nogi.
-poglądy se wyprostuj idioto. Wracaj i nigdzie się nie ruszaj. – warknęła Hela.
No i zrobił to, grzecznie jak cipa wrócił do stada. I tak minęła noc, minął dzień i znowu była noc. Hela pojechała do matki swej, a teściowej znienawidzonej przez Tomasza, na zadupie wszelakie. Dzieci znając i pamiętając bardzo dobrze czasy PRL, kiedy to statek z pomarańczami wypływał na święta do Polski i tak płynął, że dopływał w marcu i wszystkie pomarańcze się pomarszczyły, cieszyły się bardzo z zakupu ojca. Michał co do kapusty nakichał lat 15 i Agatka co w podstawówce nie chciała Tadka lat 13 to dwójka problematycznych młodych Kwasigrochów. Tomasz korzystając z nieobecności Heli wstawiony po libacji z kumplami dopijał właśnie Sophię i rozmyślał nad wyjazdem studiując gorliwie mapę Europy. Agatka spała już słodko najedzona pomarańczowym rarytasem, kiedy Michał oglądał na wideo obleśne pornole turlając przy tym dropsa lub jak kto woli marszcząc freda. Rankiem jak grom z jasnego nieba pojawiła się ona żona, matka i sama chciałaby żebym dodał kochanka. Zdarła z łóżka śpiącego jeszcze męża i oznajmiła.
-mamusia jedzie z nami!
-co kurwa? nie ma mowy. – na wpół obudzony mający kaca Tomasz wymamrotał
-nie, nie ma mowy, tylko mowa jest. Mama jedzie z nami, albo ja i dzieci też nie jedziemy.
-dzieci w te swoje układy nie mieszaj, póki mają dobrze w głowie.
-mama już jest stara, przyda jej się wypoczynek, poza tym nie była nigdy za granicą. Nie masz nic do gadania.
– o kurwa, o kurwa. – powiedział Tomasz wstając z barłogu
Udał się do ubikacji gdzie jak zwykle po libacji puścił porannego pawia, nasikał wszędzie tylko nie tam gdzie trzeba i zapalił papierosa. Była sobota. Od poniedziałku urlop. W niedzielę wyjazd.
-pakuj graty Hela – oznajmił żonie
Sam pomyślał, że pewnie jeszcze dziś będzie musiał jechać po to „truchło” tzn. mamusię. Piwko z rana jak wiadomo co najmniej od czasów Jezusa Nazarejskiego jak śmietana, także jebnął on sobie takowe. Po czym rozpoczął żmudny i kłopotliwy proces pakowania. Namiot czwórka, materace, skrzynka jabłek, dwie pary majtek na dwa tygodnie, cztery pary skarpetek, spodnie, koszula, trzewiki zamszowe, marynarka, brutal i żyletki i Tomasz spakowany leży na wersalce.